Clickbait – co to jest? Nie daj się nabrać na chwytliwe nagłówki
Clickbait to zjawisko, przed którym nie sposób się ukryć w internecie. Określenie to słyszymy w internetowych dyskusjach nadzwyczaj często i zazwyczaj w negatywnym kontekście. Skąd się wzięło, co oznacza, jak je rozpoznać i czy zawsze jest ono złe? Postaramy się rzucić światło na ten wszechobecny termin.
- Co oznacza słowo „clickbait”?
- Czym jest clickbait?
- Jak rozpoznać clickbait?
- Przykłady dobrych i złych clickbaitów
Co oznacza słowo „clickbait”?
Clickbait – etymologia słowa wywodzi się od połączenia angielskich wyrazów „click” (klikać) oraz „bait” (przynęta).
Docelowo chodzi tutaj o liczbę wejść na daną stronę internetową, na której ów clickbait zamieszczono. Termin ten wymyślił bloger Jay Geiger w grudniu 2006. Od tamtego czasu hasło „clickbait” zrobiło ogromną furorę w internecie i bardzo często słyszymy je w odniesieniu do różnych artykułów, jakie pojawiają się w sieci. I tutaj warto zadać sobie pytanie – clickbaitowy artykuł, czyli jaki?
Czym jest clickbait?
Wychodząc z dosłownego tłumaczenia – clickbait w świecie internetowych mediów oznacza artykuł lub innego rodzaju treść, która używa chwytliwego, czasem wręcz prowokującego nagłówka, aby przyciągnąć uwagę użytkownika. Niekoniecznie jednak sam tytuł treści przekłada się na to, co znajdziemy w filmiku czy artykule.
Clickbait jest wykorzystywany w wielu formach i na różnych platformach internetowych, zarówno na Facebooku, YouTube, TikToku, Instagramie, Twitterze. Z tej formy treści korzystają zarówno niezależni twórcy filmików, jak i ogromne koncerny medialne, które tworzą artykuły. Może być również wykorzystywany w internetowych reklamach, które promują różnego rodzaju produkty lub treści, często o wątpliwej jakości.
Dlaczego clickbait jest tak powszechny? Przede wszystkim wynika to z tego, że twórcy treści cyfrowych, jak i media internetowe utrzymują się z reklam. Każde dodatkowe wyświetlenie filmiku czy wejście na stronę z artykułem generuje większy przychód z reklam. Ponadto w przypadku portali internetowych są one comiesięcznie klasyfikowane w rankingach popularności, bazujących na liczbie unikatowych użytkowników i wejść. Im większe zasięgi ma dana strona, tym korzystniejsze umowy reklamowe jest w stanie sobie zapewnić. Dlatego też częściej ujrzymy nagłówek w stylu „Będzie nowy Pan Kleks. Kto go zagra? Będziecie zdziwieni!” zamiast „Tomasz Kot nowym Panem Kleksem” – bo to właśnie ten pierwszy wariant zapewni więcej wyświetleń portalowi.
Jest jeszcze inne wytłumaczenie popularności clickbaitów. W scyfryzowanym świecie wszyscy walczą o uwagę użytkownika internetu, która jest niezwykle krótka. W tej wojnie o atencję internauty, każdy stara się używać jak najbardziej chwytliwych nagłówków, aby w ogóle zdobyć czyjeś zainteresowanie. Dlatego też clickbait stał się nieodłączną częścią działalności medialnej.
Jak rozpoznać clickbait?
Najczęściej clickbait wyróżniają takie elementy, jak:
- Chwytliwy lub wywołujący sprzeczne reakcje tytuł.
- Mocne odwołanie do emocji.
- Krótkie, ale „soczyste” akapity.
- Rozwiązanie „zagadki”, które wymaga nieustannego klikania na kolejną podstronę.
- Forma sprzyjająca szybkiemu udostępnianiu na mediach społecznościowych.
Clickbait ma pobudzać ludzką ciekawość, sprawiać wrażenie, że gdy nie klikniemy w link ominie nas coś ważnego (tzw. FOMO), a często treść przekazana w nagłówku ma niewiele wspólnego, z tym co znajdziemy w treści (tekście, filmiku itp.). W dobie nieustannej dezinformacji ludzie często reagują na wpisy, czy też dalej je udostępniają nawet bez przeczytania samego artykułu.
Kanadyjska specjalistka od SEO, Nadya Khoja, w badaniu z 2016 roku postarała się zidentyfikować najczęstsze elementy, jakie pojawiały się w clickbaitowych tytułach. Okazało się, że najpopularniejszą taktyką było zastosowanie jakiegoś szokującego elementu (np. „nie uwierzysz…”). Bardzo często pojawiała się również wzmianka o jakimś nowym zjawisku (kosmicznym czy też ze świata natury), odkryciu (np. lekarstwie, przełomie naukowym). Nierzadko stosowane są też osobiste odwołania, próba ukazania starego wydarzenia w nowym świetle lub odwołanie do najnowszych wiadomości.
Czy clickbait jest oszustwem?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jeśli nagłówek odsyła nas do artykułu (tudzież filmiku) niemającego nic wspólnego z zajawką mamy pełne prawo do tego, aby poczuć się oszukani. Nie jest to jednak nielegalne. Za takowe jednak mogą uchodzić fałszywe reklamy, które stosują taktykę clickbaitu, ale służą np. wyłudzeniu danych.
Nie zawsze jednak clickbait jest oszustwem. Czasem może być wykorzystywany w kreatywny sposób, aby osiągnąć pozytywny efekt.
Przykłady dobrych i złych clickbaitów
Clickbait może być sposobem na przyciągnięcie uwagi, ale nie zawsze jest on tożsamy z naciąganiem prawdy. Czasem można zachęcić użytkownika do kliknięcia poprzez odwrócenie jego oczekiwań w nagłówku, ale przekazanie prawdy w samej treści. Wtedy można więc mówić o „pozytywnym clickbaicie”.
Jak zrobić dobry clickbait? Przede wszystkim uszanować inteligencję czytelnika, stworzyć lekką aurę tajemnicy, ale jednocześnie przedstawić odbiorcy namiastkę tego, co otrzyma w tekście. Współczesny czytelnik jest cyniczny, więc jeśli będziemy zbyt enigmatyczni, nie będzie go to interesować.
Dobry clickbait zachęci do kliknięcia, ale i nie nagnie faktów ani nie oszuka czytelnika. Może być to na przykład:
- odwołanie do konkretnej grupy ludzi („tylko XXX osoby to wiedzą” / „9 na 10 osób robi to źle”)
- stawianie znanej sytuacji w nowym świetle („tego o XXX nie wiedziałeś”)
- nieznana/zaskakująca historia dotycząca sławnej osoby („nie uwierzysz, czym zajmował się XXX za młodu”)
- podanie pewnej liczby specjalistycznych porad na dany temat („10 mało znanych trików o oszczędzaniu pieniędzy”)
Weźmy za przykład jeden z artykułów, który pojawił się na łamach Polsat Sport. Jest to podwójny clickbait. Po pierwsze autor „zagrał” na bliskości brzmienia nazwisk „Sousa” – „Souza”. Po drugie, na zdjęciu tytułowym umieszczono Paulo Sousę, a po trzecie można było odnieść wrażenie jakoby to Paulo Sousa miał pretensje do kogoś z Polaków. W rzeczywistości „bohaterem” artykułu był inny członek ekipy szkoleniowej klubu Flamengo – Maurizio Souza.
Nie wszystkie clickabity są dobre
Natomiast negatywny clickbait rozdmuchuje pojedynczą informację do rangi wydarzenia, często przesadzając na temat jego istotności (np. opracowanie patentu na nowe urządzenie nazwane „przełomem”, podczas gdy ten sprzęt może w ogóle nie powstać).
Zdarza się też tak, że nagłówek celowo ukrywa kraj, w którym dane wydarzenie miało miejsce, sugerując jakoby przydarzyło się np. w Polsce. Gdyby w nagłówku wymieniony byłby np. Urugwaj, wtedy „klikalność” artykułu byłaby znacznie niższa.
Czasami opisywane sytuacje są określone jako „niezwykłe”, bazując na różnicach kulturowych między dwoma krajami, ale w państwie, o którym jest mowa w tekście dane wydarzenie jest codziennością.
Wszystkie powyższe przypadki to przykłady złego clickbaitu. Wykorzystywanie tego chwytu jest ryzykowne, gdyż możemy nim zrazić swoich odbiorców (którzy natychmiast wyłączą stronę, gdy spostrzegą się, że zostali oszukani). Spowoduje to podwyższenie tzw. „bounce rate”, a algorytmy będą spychać portal na dalsze miejsce. To tylko jeden z wielu negatywnych skutków nadużywania clickbaitów.
Może Cię zainteresować: